chcieli położyć jej końca, z tego prostego powodu, że ich to mało obchodziło, a nawet przyczyniało im korzyści, cena bowiem niewolników spadła w Zanzibarze. Ale stary Muene-Pira, mając ludzi wyćwiczonych przez ustawiczne wojny, odpierał mniej więcej zwycięsko wszelkie napady i nie pozwalał się wyrugować.
U-Doe posiadali także i tę wyższość nad przeciwnikami, że kwestya intendentury, nad którą łamią sobie dziś wszyscy głowy w Europie, dla nich nigdy nie istniała, zjadali bowiem poprostu poległych i jeńców — i w ten sposób wojna żywiła wojnę. Zostawiono ich też w końcu w spokoju, tembardziej, że ziemie, które zajęli, były poprzednio puste. Od tej chwili zaczęły się dla Muene-Pira lepsze czasy. U-Doe, w starych swych siedzibach, byli narodem pasterskim, sprowadzili więc ze sobą trzody, których hodowlą zajmują się do dziś dnia. Trzody mnożyły się, mimo much tse-tse, i w ten sposób Muene-Pira stolica i Muene-Pira król poczęli zwolna porastać w pierze. Ale powodzenie psuje. Nie wiem, czy w imię tradycyi, czy w imię hygieny, nakazującej, jak wiadomo, rozmaitość pokarmów, począł teraz Muene zaczepiać pierwszy sąsiadów i czynić wyprawy po ludzkie mięso, które ostatecznie lepiej
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/392
Ta strona została uwierzytelniona.