wnież, jak O. Enderlin i jak większość misyonarzy, z Alzacyi. Wpływ klimatu znać na nim na pierwszy rzut oka, bo, mimo swej nadzwyczajnej ruchliwości, wygląda, jak człowiek, który niedawno powstał z łóżka po ciężkiej chorobie. W ogóle jednak czuje się zdrów i chodzi po górach — (o czem się kosztem własnych nóg później przekonałem) — jak antylopa.
Księdza Enderlina podtrzymuje młodość. On jeden wygląda tak czerstwo, jakby mieszkał w Europie, ale też nie wiem, czy liczy trzydzieści lat życia. Najstarszy wiekiem w misyi jest brat Aleksander. Pamiętam jego smutny uśmiech, jakim odpowiedział na pytanie mego towarzysza: czy nie jest chory? Jakoż z podróży misyjnej, którą przed niedawnym czasem odbył, przywiózł on febrę i ta nie opuszczała go odtąd, co nie przeszkadzało mu spełniać codziennych obowiązków przy dzieciach, zajmować się nami i pracować przy budowie kościołka, którego Mandera dotąd nie posiada.
Widocznie jednak czuł się bardzo słabym i przewidywał śmierć, wskutek czego nie mógł się oprzeć nostalgii. Wyobrażam sobie, że myśl o śmierci, tak daleko od swoich, musiała go napełniać wielką do nich tęsknotą. Wszystko to
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/412
Ta strona została uwierzytelniona.