Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeka rozlewa się szerzej i płynie spokojniej, znajduje się ich więcej. W okolicy Mandery olbrzymie te zwierzęta stały się rzadkie jeszcze i dlatego, że misya częstokroć urządzała na nie polowania, jak tego dowodzi kilkanaście czaszek, znajdujących się na składzie u brata Aleksandra. Łapano je najczęściej w doły, i jest to niemal jedyny sposób, by zwierzę dostać, albowiem postrzelone, ginie prawie zawsze, nie wiadomo gdzie.
Świtaniem porzuciliśmy Wami. Ponieważ chcieliśmy po drodze polować, więc pominąwszy wszystkie udeptane ścieżki, poszliśmy w kierunku M’Pongwe, na przełaj przez wzgórza. Prowadził nas O. Korman i ów królik, który poprzedniego dnia przybył do Mandery. Ten ostatni był pysznym typem murzyna-myśliwca. Suchy, niewielki, o wydatnych muskułach i dzikiem spojrzeniu, miał w sobie coś z rysia albo pantery. Słynął on w okolicy, jako niestrudzony łowiec i, co jest między murzynami bardzo rzadkie, jako dobry strzelec. Musiał też być istotnie dobrym, jeśli trafiał ze swego karabina, pochodzącego z przed laty przynajmniej pięćdziesięciu.
O szóstej rano, zaledwie słońce zeszło, upał