naszymi pagazisami i znów powtórzyła się wczorajsza historya: znaleziono antylopę w kałuży krwi — i tak samo zerwała się i poszła. Wzmianka ta da pojęcie myśliwym o nadzwyczajnej żywotności wielkich zwierząt afrykańskich. Antylopa mogła być źle strzelona, miała jednak w sobie kulę ze sztucera k. 10 i farbowała, jak sam widziałem, nadzwyczaj obficie, a jednak po upływie doby nietylko żyła, ale nawet nie stężała i zdołała się ratować ucieczką.
W lesie, na którego skraju rozbiliśmy namiot, a zwłaszcza na polanie przed namiotem, pokrytej rzadkiemi drzewami, było dużo pentarek, które dostarczyły nam smacznego, świeżego mięsa. Nazajutrz, po usilnych pochodach wśród dżdżu, dotarliśmy do M’Pongwe. Jest to góra niezbyt wyniosła, podobna do leżącej na ziemi wypukłej tarczy. Kształtem przypomina zakopiańską Gubałówkę, jest od niej jednak o tyle mniejsza i mniej rozległa, że może być jeszcze zaliczona do wzgórz. Łańcuch nieprzerwany podobnych, z różnicą rozmiaru, wyniosłości, ciągnie się w kierunku zachodnim, aż do gór U-Zagara, tworząc kraj piękny, falisty, pokryty bukietami drzew nieraz olbrzymich, ale na niezmiernych przestrzeniach jednostajny.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/430
Ta strona została uwierzytelniona.