— M’Buanam Kuba, tu nie można oddalać się od ognia.
Wróciłem. Było mi coraz gorzej. Ni siedzieć, ni leżeć, ni stać, chyba ze skóry wyskoczyć. M’sa podał wieczerzę, ale nagle uczułem nieprzezwyciężony wstręt do jadła. Założywszy termometr, przekonałem się, że temperatura ciała mego wynosi 39.5. Była to gorączka ogromna, jak na Afrykę, w której 37 st. uważa się za stan nienormalny.
Wziąłem notatnik, który nie opuszczał mnie nigdy i przy blasku ognia zapisałem wielkiemi literami pod datą dnia: „Febra.“ W czas jakiś później poczęła się w głowie mojej walka między przyzwyczajeniem do uświadamiania wszystkiego a gorączką. Ważyło się to na tę, to na ową stronę. Nie dałem się jednak — i mimo chwilowych halucynacyj, rozumowałem w ogóle, jak człowiek przytomny. Pamiętam, żem umyślnie nie założył drugi raz termometru, bo mi przyszło na myśl, że jeśli zobaczę 40 stopni lub więcej, wtedy zrozumiem, że już nie ma rady i poddam się ostatecznie chorobie, a nie chciałem się poddać, tylko ją przełamać i wrócić do domu.
Zdawałem sobie także sprawę, że w Gugu-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/449
Ta strona została uwierzytelniona.