Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/474

Ta strona została uwierzytelniona.

wypoczywać, przewraca się bezsennie do rana. Często też wstawałem i patrzyłem na grę księżyca po falach w czasie przypływu.
Jest to niezdrowa pora roku. W mieście panowała febra. Dziwnym trafem Anglicy zapadali na nią daleko częściej od Niemców, Mówiono mi, iż to śmierć owych trzech urzędników z banku oryentalnego podziałała na nich tak, że łatwiej poddawali się chorobie. Niektórzy po jednym lub dwóch atakach czekali, jak zbawienia, przybycia „Pei-Ho“. Gotowi byli rzucić wszystko i wracać.
Przeziębić się w Zanzibarze nie jest rzeczą łatwą, a jednak dokazałem i tej sztuki. Zmęczywszy się nad miarę przy pakowaniu, stanąłem na przeciągu na korytarzu szpitalnym i zaraz prawie uczułem dreszcz w całem ciele. Pod wieczór dostałem silnego kataru, który przeszedł mi dopiero na morzu.
Tegoż dnia dowiedziałem się z radością, że nasz zacny ojciec Stefan nietylko przyjechał z Bagamoyo, ale jedzie do Europy tym samym statkiem, który miał nas zabrać. Nazajutrz przyszedł mnie odwiedzić. Zauważyłem, że przez te kilka dni pożółkł i wymizerniał. W aksamitnej piusce na głowie, był, mimo swej chudości i prze-