i całe chmary dzieci. Trzeba wiedzieć, że dzieci, urodzone w pasie zwrotnikowym oceanu Indyjskiego, muszą być między czwartym a dziesiątym rokiem wywiezione na pewien czas do Europy — inaczej mrą. Łatwo zrozumieć, ile każdy statek zabiera ich z tych krain, które posiadają dawniejsze osady białych. „Pei-Ho“, jako statek francuski, zabrał ich przeszło kopę, naprzód z wyspy Réunion, potem z Ile de France (St. Maurice), która, jakkolwiek angielska, posiada ludność francuską, następnie z Madagaskaru, następnie z Comoro, a wreszcie i z Zanzibaru, gdzie jest kilka znacznych domów handlowych francuskich. Dorośli i mali przesiadują cały boży dzień na pokładzie, bo w salonie i w kabinach jest tak gorąco, że schodzi się tam tylko na obiad. Jaki ztąd powstaje jarmark, to zrozumie i odczuje tylko ten, kto w podobnych warunkach podróżował przez dni dwanaście. Dzieci są wszędzie, plączą się pod nogami, włażą pod krzesła, włażą na kolana tym, którzyby chcieli czytać lub rozmawiać, kręcą się, wiercą, płaczą, śmieją się, krzyczą, ściągają maty z krzeseł, słowem, panują wszechwładnie i okrutnie. Chcesz zażyć przechadzki po pokładzie, niema możności, bo bobezajdom przyszło do głowy wziąść się za
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/486
Ta strona została uwierzytelniona.