Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/163

Ta strona została uwierzytelniona.

trzyma na kolanie i to ją otworzy, to zamknie, to otworzy, to zamknie!... całkiem jak kot, który chce drapać. Tak w niej widać złość nurtowała...
Lecz Mateusz wstrzymał konia i rzekł:
— A mnie jej było żal... Taki ci jakiś kwiatuszek... I pamiętacie, co stary Cypryanowicz mówił?...
— Co? — zapytali z wielką ciekawością Łukasz, Marek i Jan, wstrzymując także konie.
On zaś spoglądał na nich przez chwilę swemi wypukłemi oczyma, poczem rzekł jakby z żalem:
— A kiedym zapomniał.
Tymczasem w karocy, nietylko Pągowski, ale nawet i pani Winnicka, która zwykle niebardzo wiedziała, co się wokół niej dzieje, zwróciła jednak uwagę na zmienione lica panienki i zapytała:
— A tobie co, Anulko? — nie zimno ci?
— Nie — odrzekła dziewczyna jakimś sennym, nieswoim głosem. — Nic mi nie jest, jeno mnie to powietrze rozebrało tak dziwnie... tak dziwnie...
I chociaż głos załamał się jej nagle, nie miała jednak w oczach łez. Przeciwnie: w suchych źrenicach świeciły jej jakieś iskry, szczególne, niezwykłe, i twarz stała się jakby starsza.
Co widząc pan Pągowski rzekł sobie w duchu:
— Czyby zaś nie kuć żelaza, póki gorące?