Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/173

Ta strona została uwierzytelniona.

o pannie Sienińskiej, to, przyznaję, nigdy mi do głowy nie przyszło, i ledwiem w ostatnich czasach coś po miarkował.
— Ba! co pauper, to pauper, ale Taczewski.
— Na Głodomorach!... Nie, dobrodzieju! taki, który cudzy rondel wylizuje, psa chyba może do kompanii zapraszać. Tedy, gdym pomiarkował jako co jest, pilniej począłem na niego zważać i wiecie com odkrył? — oto, że to nietylko fircyk i hołysz, ale i gad jadowity, gotów zawsze żgnąć rękę, która go karmiła Chwalić Boga, niema go, pojechał, ale na waletę żgnął nietylko mnie, ale i tę niewinną dziewkę.
— Tak-że to jest? — spytał prałat.
A pan Pągowski począł mu opowiadać, jak i co było, malując tak czarno uczynek Taczewskiego, że choćby zaraz kata wołać.
— Nie bójcie się, dobrodzieju, — rzekł w końcu — doleli do pełna Anulce Bukojemscy w czasie naszej drogi do Przytyka: ha! tak do pełna, że się przelało, i teraz tak jest, że nigdy ta dziewczyna do żadnego Boskiego stworzenia podobnej abominacyi nie czuła, jak do tego chłystka, do tego wyrodka, do tego hultaja!
— Miarkuj się wać, bo znów krew w sobie wzburzysz.
— Prawda. I nie o nim chciałem mówić, jeno o tem, że ja ni krzywdy nijakiej nie chcę dziewce wyrządzić, ni też musu używać. Namowa co innego. Ale to powinien uczynić człek postronny, jej i mój przyjaciel a zarazem człek słynny z powagi i z wielkiego dowcipu, który i grzecznych terminów użyć, i serce poruszyć, i rozum przekonać potrafi. Dlatego was chciałem o to prosić, mój osobliwy dobrodzieju. Juże mi też tego nie odmówicie, nie tylko per amicitiam dla mnie, ale z takowej racyi, że rzecz jest słuszna i godziwa.