Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/178

Ta strona została uwierzytelniona.

ogarniała świecę, wydawały się różowe i przezrocze; blask pełgał po piersiach, rozświecał usta i małą twarz, która wydawała się trochę senna i smutna, może dlatego, że oczy pozostawały we wgłębionym cieniu. Czoło i śliczne jasne włosy, tworzące nad nim jakby koronę, były jednak skąpane w blasku. I, otoczona naokół mrokiem, a sama świetlista i cicha, stała tak przed nimi, podobna poprostu do anioła, stworzonego z różowej jasności.
— O, jak mi Bóg miły, czyste objawienie! — rzekł prałat.
A Pągowski zawołał:
— Anulu!
Wówczas podbiegła ku nim i, postawiwszy świece na przymurku komina, poczęła ich witać z radością. Pągowski przycisnął ją czule do serca, kazał jej się cieszyć z przybycia tak zacnego gościa i sławnego we wszystkich sprawach konsyliarza, a gdy po skończonych powitaniach weszli do stołowej izby, zapytał:
— Toście już po wieczerzy?
— Nie. Właśnie czeladź miała przynosić z kuchni i dlatego nikogo w sieni nie było.
A ksiądz spojrzał na starego szlachcica i zapytał:
— To możeby nie czekając?
— Nie, nie — rzekł prędko Pągowski. — Pani Winnicka wnet się tu zakrzątnie.
Jakoż pani Winnicka zakrzątnęła się skutecznie — i w kwadrans później zasiedli do grzanego wina i jajecznicy. Ksiądz Tworkowski jadł i pił dobrze, lecz przy końcu wieczerzy spoważniało mu oblicze i rzekł, zwracając się do panienki:
— Moja mościa panno! Bóg wie, dlaczego ludzie zowią mnie konsyliarzem i dlaczego się mnie tak często