Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/188

Ta strona została uwierzytelniona.

przeciw nich stanął pan Pągowski z panną Sienińską. Uczyniła się cisza, tylko oczy wszystkie utkwione były w oblubienicę, która ze spuszczonemi oczyma, ze skupieniem i powagą na twarzy, bez uśmiechu, ale i nie żałosna, wyglądała jakby uśpiona. Ksiądz prałat Tworkowski, mając przy sobie Tecię Krzepecką, trzymającą srebrną tackę z pierścieniami, sam przybrany w komżę, wysunął się z półkola i rozpoczął przemowę do przyszłych nowożeńców. Mówił uczenie, długo i wymownie, wywodząc, co to były „sponsalia de futuro“ i jak wielką wagę przywiązywał do zrękowin kościół od pierwszych czasów chrześcijaństwa. Cytował Tertuliana i sobór Trydencki i opinie różnych uczonych kanonistów, poczem dopiero, zwróciwszy się do pana Pągowskiego i do panny Sienińskiej, jął przekładać im, jak mądre było ich postanowienie, jak wielkie świadczą sobie wzajem dobrodziejstwo i jak przyszła ich szczęśliwość od nich samych tylko zależy. Słuchali tego z podziwem zgromadzeni, ale zarazem i z niecierpliwością, gdyż jako krewni, którym wymykało się dziedzictwo, niechętnie patrzyli na ów związek. Sam pan Gedeon, który od dłuższego stania dostawał zawrotu głowy, począł przestępować z nogi na nogę i dawać znaki oczyma prałatowi, by skończył, co on, nierychło spostrzegłszy, pobłogosławił wreszcie pierścionki i założył je na palce oblubieńców. Wówczas zagrzmiały znów armatki na dziedzińcu, a z chórku, w izbie stołowej, ozwała się hucznie kapela, złożona z pięciu grzecznie grających żydków radomskich. Goście przychodzili teraz kolejno składać życzenia gospodarzowi i pannie — po największej części kwaśne i nieszczere. Dwie starsze panny Krzepeckie dygały wprost drwiąco przed „wujną“, a pan Marcyan, całując jej ręce, polecał się jej przyszłym łaskom z tak koźlim wzrokiem,