Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/205

Ta strona została uwierzytelniona.

— To tak?
— Czemuby nie? Mnie to już od wczoraj chodzi po głowie!
— Hm! czemu nie? Dlatego, że goła jak Łazarus.
— Ale do Bełczączki przyjdę śpiewający, bez żadnych impedymentów. Goła jest, ale to dziewka z wielkiej krwi... A pamięta ojciec, co Pągowski powiadał, że gdyby się tak w papierach Sienińskich rozpatrzyć, to możnaby z pół województwa wyprocesować? Przecie i Sobiescy na nich wyrośli, więc byłaby i protekcya królewska. Sam król powinien o jakowejś sprawie pomyślić... A mnie dziewka dawno w oko wpadła, bo też łakomy to kąsek, łakomy! łakomy!
I począł podskakiwać na swych krótkich nogach, oblizując się zarazem po wąsach — przyczem wyglądał tak szpetnie, że stary Krzepecki rzekł:
— Nie zechce cię.
— A starego Pągowskiego chciała? — co? a mało było takich, co mnie chciały? Siła poszło młodych chłopów do chorągwi, więc dziewki można będzie na kopy kupować, jak ufnale. Wiedział stary Pągowski, dlaczego mnie z domu przepędził — i nie byłby przepędzał, gdyby się o dziewkę nie bał.
— Ale suponując, że cię nie zechce, to wówczas co?
Złe błyski mignęły w oczach Marcyana.
— To wówczas — odrzekł z naciskiem — z dziewką bez żadnej opieki można tak postąpić, że jeszcze sama będzie się do kościoła prosić...
Lecz stary przestraszył się temi słowami.
— Hę? — zapytał. — A wiesz ty, że to gardłowa sprawa?
— Wiem, że za Sienińską niktby się nie ujął!