Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/212

Ta strona została uwierzytelniona.

— Insidiosa, nie insidiosa, a mnie, jakem się tylko dowiedział, że Pągowski chce się żenić, zaraz przyszło na myśl, że to może on główny sprawca wszystkiego, bo siła musiało mu na tem zależeć, żeby się raz na zawsze Jacka pozbyć!
Lecz ksiądz potrząsnął głową.
— Nie. Wymiarkowaliśmy to expedite z jego listu, że był z jej poduszczenia napisany. Pamiętam go doskonale i mógłbym waszmości każde słowo powtórzyć.
— Pamiętam i ja, ale tego nie mogliśmy wiedzieć, co jej Pągowski mówił i jak jej uczynki Jackowe prezentował. Bo naprzykład Bukojemscy przyznali mi się, że spotkawszy ją wraz z nieboszczykiem na drodze do Przytyka, umyślnie mówili im, że Jacek odjechał po obfitem strzemiennem, śmiejący się, wesoły i ekstraordynaryjnie ciekaw córki pana Zbierzchowskiego, do którego jegomość dałeś mu listy.
— Ot to nałgali! — i po co.
— A no, niby żeby pokazać dziewce i Pągowskiemu, iż Jacek sobie nic z nich nie robił. Ale pomiarkuj z tego jegomość, że jeśli Bukojemscy tak gadali przez przyjaźń dla Jacka, co mógł jej nieboszczyk nagadać przez nieprzyjaźń.
— Pewnie, że nie musiał go szczędzić. Ale choćby ona była mniej winna, niżeśmy myśleli, powiedz mi waćpan, co z tego? Jacek pojechał i może zgoła nie wróci, bo, ile go znam, to mniej jeszcze będzie szczędził życia, niż pan Pągowski jego reputacyi.
— Taczewski byłby w każdym razie pojechał — odrzekł pan Cypryanowicz.
— I jeśli nie wróci, nie rozedrę na sobie sutanny. Śmierć za ojczyznę i przeciw mahometowej bezecności — godny to chrześcijańskiego rycerza koniec i godne