Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/213

Ta strona została uwierzytelniona.

wielkiego rodu skończenie. Alebym wolał, żeby był odjechał nie z tak bolesnym grotem, jaki w nim tkwił — i oto wszystko.
— I mój jedynak żadnego osobliwego szczęścia w życiu nie zaznał, a także poszedł, także może nie wróci — odparł pan Cypryanowicz.
I zadumali się obaj, bo i jeden i drugi całą duszą miłowali tych młodzianków.
Trafił na tę zadumę ksiądz prałat Tworkowski i, dowiedziawszy się, że przed chwilą mówili o przyszłej doli panny Sienińskiej, rzekł:
— Powiem waćpaństwu, ale niechże to będzie tajemnica, że nieboszczyk nijakiego testamentu nie zostawił i że Krzepeccy mieli prawo objąć majętność. Wiem, że chciał intercyzę uczynić na korzyść żony i wszystko jej zapisać, ale nie zdążył. Nie wygadajcie się jeno z tem przed Krzepeckimi!
— Toś ksiądz prałat nic im nie mówił?
— A po co? To twardzi ludzie, a mnie chodziło o to, żeby nie byli dla niej zbyt twardzi, więc nietylkom im nic nie powiedział, ale jeszcze rzekłem tak: „Nietylko Bóg człeka, ale i człek człeka chce czasem wypróbować“ — co usłyszawszy oni, zaniepokoili się wielce i nuż wypytywać. „A jakoż jest? azali jegomość co wiesz?“ Na to ja znów: „Co ma się pokazać, to się pokaże; pamiętajcie zaś tylko to jedno, że nieboszczyk miał prawo zapisać całą posiadłość komuby mu się żywnie podobało“.
Tu prałat począł się śmiać i założywszy ręce za fioletowy pas, tak mówił dalej:
— To, powiadam waćpaństwu, pod starym Krzepeckim aż się łysty zatrzęsły, gdy to usłyszał. Począł przeczyć. „O! (prawi) nie może być! nie miał prawa. Ni Bóg, ni ludzie na to by się nie zgodzili“. A ja spoj-