Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/323

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zali ksiądz Woynowski — spytała w końcu — nie, napisał waćpanu, żem ja o niczem nie wiedziała, i że nie mogłam nawet zrozumieć, dlaczego za moje szczere serce taką otrzymałam zapłatę?
— Ksiądz Woynowski — odrzekł Jacek — doniósł mi jeno, że waćpanna za mąż, za pana Pągowskiego, wychodzi.
— Ale nie doniósł, żem się na to zgodziła z bolu, z sieroctwa, w opuszczeniu — i jeno z wdzięczności dla pana Pągowskiego... Bom wówczas jeszcze nie wiedziała, jak on z waćpanem postąpił, a wiedziałam to jedno, że mną wzgardzono i że o mnie zapomniano...
Usłyszawszy to, Jacek przymknął oczy i tak począł mówić z wielkim smutkiem:
— Że cię zapomniano?... Bogdaj tak!... Byłem w Warszawie, byłem na dworcu królewskim, jeździłem z chorągwią po kraju, ale cokolwiek mi czynić wypadło i wszędy, gdzie byłem, ani na chwilę nie schodziłaś mi z pamięci i z serca... Szłaś za mną, jako idzie cień za człowiekiem... I nieraz w strapieniu, w boleści, poprostu z umęczenia wołałem do cię śród bezsennych nocy: Zlituj się! pofolguj! daj o sobie zapomnieć! Aleś ty nie odstępowała nigdy: ni w dzień, ni w nocy, ni w polu, ni pod dachem... Ażem wreszcie zrozumiał, że tylko wtedy mógłbym cię wyrwać z serca, gdybym i samo serce wyrwał z piersi...
Tu przerwał, gdyż głos zdławiło mu wzruszenie, ale po chwili mówił dalej:
— ...Więc potem nieraz mówiłem przy pacierzu: Daj, Boże, poledz, bo sam widzisz, że mi i do niej nie lża, i bez niej nie lża... I już anim się spodziewał tej łaski, że cię jeszcze w życiu zobaczę... ty, jedyna w świecie... ty, umiłowana!