Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/69

Ta strona została uwierzytelniona.

łem, napełniała przestrzeń i szła ku górze, tak, że po pewnym czasie słyszeli nad sobą krakanie, ale nie mogli dojrzeć ptastwa. Przydrożne krze wyglądały jak duchy. Świat stracił zwykłą rzeczywistość i zmienił się w jakąś krainę niepewną, obłędną, z zatartem, majaczącym pobliżem i zupełnie niewiadomą dalą.
Jacek jechał na podjezdku po cichych śniegach, rozmyślał o czekającej go bitwie, a więcej jeszcze o pannie Sienińskiej, i tak nawpół do siebie, nawpół do niej przemawiał w duszy: „Moje kochanie dla cię zawsze jednakie, jeno żadnej radości w sercu z niego nie mam. Ej! po prawdzie mało ja jej miałem i przedtem. A teraz, gdybym to choć te twoje nożyny mógł objąć, albo dobre słowo od ciebie usłyszeć, albo choć wiedzieć, że pożałujesz, jeśli mnie spotka przygoda, ale to wszystko jest jako ta mgła... i tyś sama jakoby za mgłą i nie wiem, co jest, i nie wiem, co będzie, ni co mnie spotka, ni co się stanie — nic nie wiem“.
I poczuł Jacek, że wielki smutek osiada mu na duszy, jak wilgoć osiadła na jego ubraniu, więc westchnął głęboko i rzekł:
— Ale już wolę, że się to raz skończy!
A księdza Woynowskiego również niewesołe opadły myśli. „Nabiedowało się chłopczysko, — mówił sobie — młodości nie użyło, nagryzło się z powodu tych nieszczęsnych amorów, a teraz co? Jeszcze mi go te zabijaki Bukojemscy usieką. Niedawno w Kozienicach poszczerbili po odpuście pana Korzybskiego... A choćby mi Jacka nie usiekli, to też nic dobrego z tego nie wypadnie. Mój Boże! dyć to chłop jako najszczersze złoto — i z wielkiego rycerskiego rodu ostatni odziomek, ostatnia żywiąca kropla krwi... Żeby się choć teraz przypilnował... w Bogu nadzieja, że nie zapomniał tych dwóch ciosów — jednego mylnego pod zastawę z usko-