Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

I długo jeszcze spała Kasia, i długo siedzieli tak oboje. Tymczasem zmroczyło się. Resztki purpurowego światła walczyły z cieniem. Wnętrze lasu pociemniało, głuchło. Ze trzcin jeziora, od strony chaty i polanki, doszło nocne hukanie bąka.
Nagle, za jeziorem w kościółku, zadzwoniono na Anioł Pański. Głos leciał nad spokojną tonią jeziora, leciał na skrzydłach wieczornego powiewu, czysty, dźwięczny i donośny. Sygnaturka wzywała wiernych do modlitwy, a zarazem zwiastowała spoczynek: „Dość trudów i znoju — mówił dzwonek — owińcie się do snu skrzydłem Bożem. Pójdźcie, pójdźcie, zmęczeni, do Boga: w nim radość! Tu cisza, tu wesele, tu sen! Tu sen! tu sen!“
Smolarz zdjął kapelusz na odgłos dzwonka, Kasia otrząsnęła sen z oczu i rzekła:
— Dzwonią?
— Na Anioł Pański...
Klękli oboje przy omszałym kamieniu, jakby przy ołtarzu. Kasia poczęła mówić łagodnym, smutnym głosem:
— Anioł Pański zwiastował Najświętszej Pannie Marji...
— I poczęła z Ducha Świętego — odpowiedział smolarz.
— Oto ja służebnica Pana mego.....
...................
I tak, klęcząc, modliły się te Boże dzieci. Cicha, letnia błyskawica przeleciała między wschodem i zachodem, a po świetle jej zesunął się z nieba rój