— Pewno, że napiszę, bo mi wstyd za całą Baranią Głowę.
To rzekłszy, Zołzikiewicz siadł, wziął pióro w rękę, zatoczył niem kilka kół, jakby dla nabrania rozpędu, i począł szybko pisać.
Wkrótce zawiadomienie było gotowe; wówczas autor poprawił włosy i czytał, co następuje:
„Wójt gminy Barania Głowa, do wójta gminy Wrzeciądza!“
„Tak jak spisy wojskowe, z polecenia władzy wyższej mają być gotowe na dzień ten i ten, roku tego a tego, tak zawiadamia się wójta gminy Wrzeciądza, ażeby metryki włościan baraniogłowskich nachodzące się w kancelarji parafjalnej, z takowej kancelarji wyjął i do gminy Barania Głowa, w samym skorym czasie nadesłał. Włościan zaś gminy Barania Głowa, znajdujących się na robociźnie we Wrzeciądzy, na tenże dzień przystawić“.
Wójt chciwem uchem łowił te dźwięki, a twarz jego wyrażała przejęcie się i niemal religijne skupienie ducha. Jakże to wszystko wydało mu się pięknem, uroczystem, jak nawskróś urzędowem. Oto, naprzykład, choćby ten początek: „Tak jak spisy wojskowe etc.“ Wójt uwielbiał to: „Tak jak,“ ale się go wyuczyć nigdy nie mógł, a raczej zacząć wprawdzie umiał, ale dalej ani rusz! A u Zołzikiewicza płynęło to jak woda, że nawet i w kancelarji w powiecie lepiej nie pisali. Potem tylko ukopcić pieczątkę, kropnąć nią o papier, ażeby stół trzasnął, i ot co!
— No, juści, co głowa, to głowa — rzekł wójt.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.