Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pewnikiem, że niewiadomo, a co do picia: jenszy się też potrzebuje napić, jak się napracuje w polu.
— A ja wam mówię tylko to, jednego Rzepy się pozbyć i wszystko będzie dobrze.
— Cóże mu ta łeb urwę?
— Łba mu nie urwiecie, ale teraz spisy wojskowe. Ot zapisaćby go w listę, niechby pociągnął los i basta.
— Toćże on żeniaty i chłopaka ma rocznego.
— A ktoby tam wiedział. Onby na skargę nie poszedł, a poszedłby, toby go i nie chcieli słuchać. W czasie branki nikt nie ma czasu.
— Oj panie pisarzu! panie pisarzu! musi panu nie o pijaństwo chodzi, ino o Rzepową, a to tylo obraza Boska.
— A wam co do tego. Wy patrzcie ot, że i wasz syn ma dziewiętnaście lat i że takoż musi losować.
— Wiemci ja o tem, ale ja go nie dam. Jak nie będzie można inaczej, to i wykupię.
— O! kiedyście taki bogacz...
— Ma tam Pan Bóg u mnie trochę koprowiny, niewiela tego jest, ale może i wytrzyma.
— Ośmset rubli koprowiny będziecie płacić.
— A kiej powiadam, że zapłacę, to choć i koprowiną zapłacę, a potem, byle Pan Bóg pozwolił zostać wójtem, to przy jego najwyższej pomocy, może mi się to ta w jakie dwa roki powrócić.
— Powróci się, albo i nie powróci. Ja też potrzebuję i wszystkiego wam nie oddam. Człowiek z edukacją zawsze ma większe wydatki niż drugi prosty;