Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

„pochwalony!“ Tu widzę jednak, że muszę jaśniej czytelnikowi wytłumaczyć, dlaczego pan Zołzikiewicz nie odpowiadał na „pochwalony“ zwykłem: „na wieki wieków“.
Wspomniałem już, że sądził, iż człowiekowi z edukacją to nie wypada; ale były jeszcze i inne przyczyny. Umysły nawskróś samodzielne bywają zwykle śmiałe i radykalne. Otóż p. Zołzikiewicz doszedł do przekonania, że „dusza, to para i basta“. Przytem pan pisarz czytał teraz właśnie wydawnictwo warszawskiego księgarza p. Breslauera, pod tytułem: „Izabela hiszpańska, czyli tajemnice dworu madryckiego“. Znakomity ten pod każdym względem romans tak mu się podobał i przejmował go tak dalece, że w swoim czasie zamierzał nawet rzucić wszystko i jechać do Hiszpanji: „Udało się Marforemu, myślał sobie, dlaczegóż i mnie nie miałoby się udać?“ Byłby może i pojechał, bo zresztą był tego zdania, że „w tym głupim kraju tylko się człowiek marnuje“, ale wstrzymywały go, na szczęście, inne okoliczności, o których ta epopeja później mówić będzie.
Owóż skutkiem czytania owej Izabeli hiszpańskiej, wydawanej perjodycznie, ku większej chwale naszej literatury, przez pana Breslauera, pan Zołzikiewicz zapatrywał się bardzo sceptycznie na duchowieństwo, a zatem i na wszystko, co pośrednio lub bezpośrednio z duchowieństwem związane. Nie odpowiedział więc kosiarzom, jako zwykle, „na wieki wieków“, tylko szedł dalej... Idzie, idzie, aż tu spotyka i dziewki z sierpami na ramionach, wracające od żniwa. Przechodziły właśnie koło wielkiej kałuży, więc szły jedna