To mówiąc, wydzierała się coraz silniej, ale pan Zołzikiewicz był także mocny i nie puszczał.
W tej chwili Kruczek przyszedł jej na pomoc. Zjeżył sierść na karku i z wściekłem szczekaniem rzucił się na pana pisarza, a ponieważ pan pisarz ubrany był w krótką marynarkę, Kruczek więc schwycił za nieosłoniony marynarką kort, przejął kort, chwycił za nankin, przejął nankin, schwycił za skórę, przejął skórę i dopiero poczuwszy pełno w pysku, począł potrząsać wściekle łbem i targać.
— Jezus! Marja! — krzyczał pan pisarz, zapominając o tem, że należał do esprits forts.
Ale Kruczek pana pisarza nie puszczał, dopiero gdy ten, schwyciwszy polano, zaczął niem zadawać wtył ślepe razy, Kruczek, otrzymawszy uderzenie w krzyż, odskoczył, skomląc żałośnie.
Po chwili jednak znów zaczął doskakiwać.
— Weźcie tego psa! weźcie tego djabła! — krzyczał pan pisarz, machając rozpaczliwie polanem.
Kobieta zawołała na psa i odpędziła go za wrota.
Potem oboje z pisarzem spoglądali na siebie w milczeniu.
— Oj dola moja! Cóze se pan do mnie upatrzył? — zawołała nakoniec Rzepowa, przestraszona tak krwawym obrotem sprawy.
— Pomsta na was! — krzyknął pan pisarz. — Pomsta na was! Czekajcie! pójdzie Rzepa w sołdaty. Chciałem bronić... ale teraz... Przyjdziecie wy jeszcze do mnie... Pomsta na was!...
Kobiecina aż pobladła, jakby ją kto obuchem w głowę uderzył, rozłożyła ręce, otwarła usta, jakby
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.