— Nalejta!
Rzepa stawał się coraz czerwieńszy, Burak dolewał mu ciągle.
— A wy — rzekł wreszcie do Rzepy — to choć korzec grochu zarzucita na plecy jedną ręką, a balibyśta się pójść na wojnę.
— Cobym się miał bać? Kiej się bić, to się bić.
Gomuła na to rzekł:
— Jenszy jest mały a odważny, jenszy wielgi i mocny, i bojący.
— A nieprawda! — rzekł Rzepa — ja ta nie jestem bojący.
Gomuła zaś na to:
— Kto was tam wie?
— A ja powiadam — odparł Rzepa, pokazując pięść, jak bochenek chleba — że inobym was zajechał w pacierze tą pięścią, to rozlecielibyście się jak stara beczka.
— A może i nie.
— Chceta spróbować?
— Dajta spokój — wtrącił wójt. — Bedzieta się bili czy co? Ot napijwa się jeszcze.
Napili się znowu, ale Burak i Gomuła tylko że umoczyli usta, Rzepa zaś wypił całą szklankę araku aż mu oko zbielało.
— Pocałujta się teraz — rzekł wójt.
Rzepa aż się rozpłakał przy uściskach i pocałunkach, co było znakiem, że już podpił dobrze; poczem zaczął wyrzekać, gorzko wspominając graniaste cielę, które dwa tygodnie temu zdechło mu w nocy w oborze.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.