— Oj! jakiego to cielaka Pan Bóg zabrał ode mnie! — wołał żałośnie.
— No, nie smućta się! — rzekł Burak. — Do pisarza z urzędu przyszło pisanie, że pono dworski las pójdzie na gospodarzy.
Rzepa odpowiedział na to:
— I po sprawiedliwości! Albo to pan las siał?
Ale potem zaraz znów zaczął zawodzić:
— Oj! co cielak, był to cielak; jakta krowę huknął łbem przy ssaniu, to aż zadem pod belkę poleciała.
— Pisarz mówił...
— Comita pisarz! — przerwał gniewnie Rzepa. — Pisarz dla mnie:
„Tyle znaczy,
Co Ignacy“...
— Nie pomstowalibyście! Napijwa się!
Napili się jeszcze raz. Rzepa jakoś się pocieszył i siadł spokojnie na zydlu, a wtem drzwi się otworzyły i ukazały się w nich: zielona czapka, zadarty nos i kozia bródka pisarza.
Rzepa, który czapkę miał nasuniętą na tył głowy, zrzucił ją zaraz na ziemię, powstał i wybełkotał:
— Pochwalony.
— Jest tu wójt? — spytał pisarz.
— Jest! — odpowiedziało trzy głosy.
Pisarz zbliżył się, zaraz też podleciał i Szmul arendarz z kieliszkiem araku. Zołzikiewicz powąchał, skrzywił się i siadł przy stole.
Chwilę panowało milczenie. Nakoniec Gomuła zaczął:
— Panie pisarzu?