Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

znakomitego męża stanu Johna Bright. Nie wyłączało to jednak pośredniego wpływu „inteligencji“ na losy gminne. Jeśli bowiem ktoś z „inteligencji“ miał sprawę, wówczas w wigilję posiedzenia zapraszał pana Zołzikiewicza do siebie; przynoszono następnie do pokoju przedstawiciela inteligencji wódeczkę, podawano cygaro i wtedy obgadywała się rzecz z łatwością. Potem następował obiad, na który zapraszano pana Zołzikiewicza uprzejmemi słowami: „Ano siadaj, panie Zołzikiewicz! siadaj!“
Pan Zołzikiewicz też siadał, a na drugi dzień mawiał niedbale do wójta: „Byłem wczoraj na obiedzie u Miedziszewskich, Skorabiewskich lub Ościerzyńskich. Hm! córka w domu jest: rozumiem, co to znaczy!“ Przy obiedzie zaś pan Zołzikiewicz starał się zachować dobre maniery, jeść rozmaite zagadkowe potrawy, tak jak uważał, że inni jedzą, i nie okazywać przytem, jakoby ta poufałość z dworem miała go zbytecznie cieszyć.
Był to człowiek pełen taktu, który wszędzie umiał się znaleźć; dlatego też nietylko nie tracił w takich razach śmiałości, ale wtrącał się do rozmowy, wspominając przytem „tego poczciwego komisarza“ lub „tego wybornego sobie naczelnika“, z którymi wczoraj lub wnegdaj machnął maleńką pulkę po kopiejce punkt. Słowem, starał się okazać, że jest zapanbrat z pierwszemi powagami w osłowickim powiecie. Uważał wprawdzie, że w czasie jego opowiadań panie dziwnie jakoś patrzyły w talerze, ale sądził, że to taka moda. Po obiedzie dziwiło go także nieraz, że szlachcic, nie czekając, aż on się żegnać