Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem rozpłakała się całem wezbranem sercem i, zwróciwszy się do sądu, poczęła wołać:
— Jelemożny sądzie! O! ja nieszczęśliwa sierota, o dla Boga rety! Nie przy studni ja jego z Jagną widziałam, żeby ich olśnęło! Rozpuśniku! powiadam, małoś ty razy gadoł do mnie, co mnie tak kochasz, żebyś ino zaraz chciał mnie pięścią pod ziobro! Ażeby on skapiał, żeby jemu język kołem stanął! Nie warząchwiąby jego po łbie, oj! doloż moja! ino kłonicą. Słońce jeszcze wysoko, a on już z pola schodzi i zreć woła! Mówię mu, jak komu dobremu, grzecznie: ty złodziejski potrecie, to gospodarz jeszcze w polu, a ty już do dom? Ale sufraganie mu nie mówiłam, tak mi Panie Boże dopomóż. A żeby jego...
W tem miejscu wójt przywołał do porządku obwinioną, uczyniwszy jej uwagę w kształcie zapytania:
— Nie stulisz-że ty mordy, utrapiona?
Nastała chwilowa cisza; sąd począł się namyślać nad wyrokiem, i, co za delikatne poczucie sytuacji, pięciu złotych nie przysądził żadnej stronie, ale tylko tak dla zachowania swej powagi, jak i dla przestrogi wszystkim zakochanym parom w całej Baraniej Głowie skazał skarżących się na odsiedzenie jeszcze dwudziestu czterech godzin w celkowem więzieniu i na zapłacenie na kancelarję po rublu srebrem jeden.
Od Wacha Rechnia i Baśki Żabianki na kancelarję po kopiejek srebrem pięćdziesiąt, zapisał pan Zołzikiewicz.
Poczem posiedzenie było skończone. Pan Zołzikiewicz wstał i pociągnął swoje kortowe, koloru piaskowego, wgórę, a fioletową kamizelkę nadół. Ławnicy,