Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

w zamiarze rozejścia się, już brali za czapki i bicze, gdy nagle drzwi, zamknięte po napadzie prosiąt, rozwarły się naoścież i ukazał się w nich Rzepa chmurny jak noc, a za nim Rzepowa i Kruczek.
Rzepowa była bledziusieńka jak płótno; jej śliczne delikatne rysy wyrażały smutek i pokorę, a w wielkich czarnych oczach ukazywały się łzy, ściekające następnie po policzkach.
Rzepa wszedł było hardy, z głową zadartą, ale jak zobaczył cały sąd, tak zaraz stracił minę i dość cichym głosem ozwał się:
— Niech będzie pochwalony!
— Na wieki wieków! — odpowiedzieli chórem ławnicy.
— A wy tu czego chceta? — spytał groźnie wójt, który zrazu zmieszał się, ale już przyszedł do siebie. Sprawę jaką mata? Pobiliśta się, czy co?
Nadspodziewanie pan pisarz wtrącił:
— Dajcie im mówić.
Rzepa zaczął:
— Jelemożny sądzie... A niechto najjaśniejsze...
— Cichaj! Cichaj! — przerwała prędko kobieta — dajże mnie mówić, a ty cicho siedź.
To rzekłszy, obtarła fartuchem łzy i nos, i głosem drgającym poczęła opowiadać całą sprawę. Ach! ale gdzieżto ona przyszła? Oto przyszła na skargę na wójta i na pisarza: przed... wójta i pisarza. Wzięli go, mówiła, obiecowali mu las, byle podpisał, to i podpisał. Dali mu pięćdziesiąt rubli, a on był pijany i nie wiedział, że zaprzedaje dolę swoją i moją, i dzieciaka. Pijany był, jelemożny sądzie, pijany,