dzicielka błogosławi — zawołała, klękając w progu, Rzepowa.
Wójt zasromał się, niemniej markotny był i ławnik Gomuła; obaj zaś spoglądali na pisarza, który milczał, ale gdy Rzepowa skończyła, rzekł do mruczących ławników:
— Jesteście durnie!
Nastała cisza, jak makiem siał, pisarz mówił dalej:
— Wyraźnie stoi napisane, że kto się będzie wtrącał do dobrowolnego kontraktu, będzie sądzony morskim sądem, a czy wiecie, durnie, co to jest morski sąd? Wy tego, durnie, nie wiecie, morski sąd to jest...
Tu wydobył chustkę i utarł nos, potem głosem zimnym i urzędowym tak dalej swoją rzecz prowadził:
— Który, kpie jeden z drugim nie wiesz, co jest morski sąd, to wsadź tylko nos w taką sprawę, a poznasz, co jest morski sąd, aż cię siódma skóra zaboli. Jak się ochotnik znajdzie za popisowego, to tobie jednemu z drugim wtrącać się do nich wara. Ugoda podpisana, świadkowie są i szabas! To się rozumie i w jurysprudencji, a nie wierzysz, to patrz w procedurze i w zsyłkach. A jeśli i piją przytem, to i cóż? Albo to wy nie pijecie, durnie, zawsze i wszędzie?
Gdyby sama sprawiedliwość z wagą w jednem a gołym mieczem w drugiem ręku wylazła z za wójtowskiego pieca i stanęła nagle między ławnikami, nie byłaby ich więcej przestraszyła, jak ten morski sąd, procedury i zsyłki. Przez chwilę panowało głuche milczenie i dopiero po niejakim czasie ozwał się Gomuła cichym głosem, na który obejrzeli się wszyscy, jakby zdziwieni jego śmiałością:
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.