— Dyć prawda! konia sprzedasz, napijesz się, wołu sprzedasz, też; świnię, też. To już taki obyczaj.
— Toćwa napiliśmy się i wtedy ino wedle obyczaju — wtrącił wójt.
A potem ławnicy śmielej zwrócili się do Rzepy.
— Cóż, kiejś sobie piwa nawarzył, to go pij.
— Albo to tobie sześć lat? Albo ty nie wiesz, co robisz?
— Łba ci przecięć nie urwą.
— A jak pójdziesz do wojska, to se do dom możesz parobka nająć: on cię ta zastąpi i przy chałupie, i przy kobiecie.
Wesołość poczęła ogarniać zwolna zgromadzenie.
Nagle pisarz znowu otworzył usta: uciszyło się wszystko.
— Ale wy nie wiecie — mówił — w co wam się wtrącać a czego nie tykać. W to, że Rzepa groził żonie i dzieciakowi, w to, że obiecywał spalić własną chałupę, w to wy się wtrącać możecie i takiej rzeczy płazem nie puścić. Kiedy Rzepowa przyszła na skargę, niechże od sądu bez sprawiedliwości nie odchodzi.
— Nieprawda! nieprawda! — zawołała z rozpaczą Rzepowa — ja się nie skarżyłam, ja ta nigdy żadny krzywdy od niego nie doznałam. O! Jezusie, o rany słodkie Boga żywego, chyba się świat już skończył!
Ale sąd się zagaił i bezpośrednim jego rezultatem było, że Rzepowie nietylko nic nie wskórali, ale jeszcze sąd, w słusznej troskliwości o całość Rzepowej, postanowił ją ubezpieczyć przez zamknięcie Rzepy w chlewku na dwa dni. Żeby zaś na przyszłość podobne myśli nie przychodziły mu do głowy, posta-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.