Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

koniecznem było zatem wzmocnić dłuższym odpoczynkiem ich siły. Tym celem usadowiliśmy się w trójkącie, utworzonym przez rzekę Big Blue i Beaver Creek, czyli Strumień Bobrowy. Silna pozycja, zabezpieczona z dwóch stron korytami rzek, z trzeciej wozami, stała się prawie niezdobytą, tem bardziej, że drzewo i woda znajdowały się na miejscu. Czynność więc obozowa była tu prawie żadna, zbytnie czuwanie niepotrzebne, a ludzie z całą swobodą mogli używać wywczasu. Były też to najpiękniejsze dni naszej podróży. Pogoda utrzymywała się cudna, a noce zrobiły się tak ciepłe, że można było spać pod gołem niebem.
Ludzie rankiem wychodzili na polowanie; w południe wracali obarczeni antylopami i stepowem ptactwem, którego miljony znajdowały się w okolicy; resztę dnia spędzali, jedząc, śpiąc, śpiewając lub strzelając dla zabawy do dzikich gęsi, przelatujących całemi kluczami nad obozem. Nad te dziesięć dni nie było też lepszych ani szczęśliwszych w mojem życiu. Od rana do wieczora nie rozłączaliśmy się z Liljan ani na chwilę, a ten początek, już nie przelotnych widzeń, ale jakby pożycia, przekonywał mnie coraz bardziej, jak na zawsze pokochałem tę łagodną i dobrą istotę. Poznałem ją teraz bliżej i głębiej. W nocy często, zamiast spać, zastanawiałem się, co w niej jest, że stała mi się taka droga i taka potrzebna w życiu, jak powietrze do oddychania. Bóg widzi! kochałem bardzo jej śliczną twarz, i jej warkocze długie, i oczy takie błękitne, jako to niebo nad Nebraską, i jej postawę wysmukłą a wiotką, co