Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

zdawała się mówić: „Wesprzyj mnie i broń zawsze, bo bez ciebie nie dam sobie rady na świecie“. Bóg widzi! kochałem wszystko, co w niej było, każdą jej mizerną sukienkę — i tak mnie do niej ciągnęło, że ot! rady sobie dać nie mogłem; ale był jeszcze inny w niej dla mnie urok, a to jej słodycz i tkliwość. Wiele kobiet spotkałem w życiu, ale takiego anioła nie spotkałem i nie spotkam już nigdy i wieczny smutek czuję, gdy sobie o tem pomyślę. Dusza w niej była taka tkliwa, jak ten kwiatek, co liście tuli, gdy się do niego zbliżyć.
Na każde moje słowo wrażliwa, umiała wszystko odczuć i każdą myśl tak sobie odbić, jako woda głęboka a przejrzysta odbija, co nad jej brzegiem przemknie. Przytem to czyste serce z taką się uczuciu poddawało wstydliwością, żem czuł, jak musi kochać, gdy słabnie i na ofiarę się daje. A wtedy, co tylko dusza męska ma w sobie poczciwego, to się zmieniało w jedną wdzięczność dla niej. Ona była poprostu moja jedyna, moja najmilsza w świecie, tak skromna, że ją musiałem przekonywać, że kochać to nie grzech, i ciągle łamałem sobie głowę, jak ją przekonać. Na takich wzruszeniach upływało nam owych dni dziesięć, w widłach rzecznych, gdzie wreszcie spełniło się moje szczęście najwyższe. Raz świtaniem poszliśmy na przechadzkę wgórę Beaver Creek; chciałem pokazać jej bobry, których całe państwo kwitnęło sobie, nie dalej, jak o pół mili od naszego taboru. Idąc ostrożnie brzegiem wśród zarośli, wkrótce znaleźliśmy się u celu. Była tam niby zatoka, niby jeziorko, utworzone przez strumień, na-