więc jadła, płacząc. Jednakże umiała jeszcze ukraść w mej baczności okruszyny, które oddawała ciotce Attkins i ciotce Grosvenor. A tymczasem głód żelazną ręką targał i moje wnętrzności. W głowie paliło mnie od rany. Od pięciu dni nie miałem w ustach nic, prócz wody z owej kałuży. Myśl, że niosę chleb i mięso, że mam je przy sobie, że mogę jeść, zmieniała się w męczarnię! Bałem się przytem, że, jako ranny, mogę dostać obłędu i rzucić się na to jadło.
— Panie! — wołałem w duszy — już przecie nie opuścisz mnie do tego stopnia i nie zezwierzęcisz, abym się miał dotknąć tego, co ją może utrzymać przy życiu!
Ale nie było nade mną wtedy miłosierdzia. Szóstego dnia rano ujrzałem na twarzy Liljan ogniste plamki; ręce miała rozpalone: idąc, oddychała głośno. Nagle, spojrzawszy na mnie błędnie, rzekła szybko, jakby się śpiesząc w obawie, że utraci przytomność:
— Ralfie! zostaw mnie tu; ratuj się sam: dla mnie już niema ratunku!
Ścisnąłem zęby, bo mi się chciało wyć i bluźnić, i, nie rzekłszy nic, wziąłem ją na ręce. Ogniste gzygzaki zaczęły mi skakać przed oczyma w powietrzu i składać się w słowa: Who worshipped and served the creature more than the Creator! Ale jużem się odprężał, jak łuk, za mocno nagięty, i spoglądając w niemiłosierne niebo, odpowiadałem całą duszą zbuntowaną:
— Ja!
Tymczasem niosłem na moją Golgotę ten mój
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.