Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

ozwał się nagle Romulus — wczoraj byliśmy w Ville Franche (tu zwrócił się do Świrskiego). Pan nas widział jechać na bicyklach — i powiedziano nam, że cała eskadra już jest, z wyjątkiem Formidabla, który ma jutro nadejść.
Na to Remus odrzekł z silnym akcentem na każdej ostatniej zgłosce:
— Tyś sam duheń!...
I poczęli się wzajem kuksać łokciami. Pani Elzen, wiedząc z doświadczenia, jaki niesmak budzi w Świrskim sposób, w jaki ci chłopcy mówią i w jaki wogóle zostali wychowani, kazała im być cicho, poczem rzekła:
— Zapowiedziałam i wam i panu Kresowiczowi, żebyście nie mówili inaczej z sobą, jak tylko po polsku.
Kresowicz był to student z Zurychu, z początkiem choroby piersiowej, którego pani Elzen odnalazła na Rywjerze i zgodziła jako guwernera do dzieci, po poznaniu Świrskiego, a zwłaszcza po głośnem oświadczeniu złośliwego i bogatego pana Wiadrowskiego, że poważne domy nie chowają już dzieci na komiwojażerów.
Tymczasem jednak Bogu ducha winny Formidable popsuł nastrój wrażliwemu malarzowi. Po chwili, powóz, zgrzytając po kamieniach, ruszył dalej.
— To pan wstawiał się za nimi, żeby ich zabrać — ozwała się słodkim głosem pani Elzen — pan dla nich zbyt dobry. Ale tu trzeba kiedy przyjechać w nocy, przy księżycu. Czy chce pan dziś?
— Chcę zawsze — odpowiedział Świrski — ale