Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.
—  9  —

Co mi z wyrzutów! Słuszność po mojej stronie. To wszystko, com napisał, jest ścisłą prawdą, ale ta prawda nie powróci mi Toli.
I w tem jest przepaść — bo mi się w głowie nie może pomieścić, jakim sposobem słuszność i prawda mogą się nanic nie przydać. A mnie to wszystko nanic, zupełnie nanic! Świat przecie ma być tak samo zorganizowany, jak umysł ludzki — więc skąd ten rozbrat? Jeśli jest inaczej, to trzeba wiecznie żyć własną kołowacizną. — Nie mogę pisać dłużej.


Po długim czasie biorę się znów do pióra. Niech rzeczywistość mówi sama za siebie — ja tylko opowiem poprostu, co się stało. Wyjaśnienie przyszło dopiero po całym szeregu zdarzeń, więc i spisuję je tak, jak następowały, nim sam mogłem zrozumieć przyczyny.
Rano, nazajutrz po owym dniu klęski, przyszedł do mnie ojciec Toli. Ujrzawszy go — ścierpłem. Była chwila, że wszystkie myśli tak odleciały mi z głowy, jak stado ptaków z drzewa. Zdaje mi się, że coś podobnego musi się czuć w chwili konania. Ale on miał twarz pogodną i zaraz od progu począł mówić, wyciągając ku mnie ręce:
— No, źleśmy spędzili noc — prawda? Ja to rozumiem, bom i sam był niegdyś młody.
Nie odpowiedziałem, nie rozumiałem nic; nie wierzyłem, że go widzę przed sobą. On tymczasem, potrząsnąwszy memi dłońmi, zmusił mnie, bym siadł, i sam siadłszy naprzeciw, mówił dalej:
— Przyjdź do siebie, uspokój się i pogadajmy,