Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

na tem, by opinja wogóle nie była zbyt surową, stawały nawet w obronie pięknej wdowy. Inne, mniej pobłażliwe, nie śmiały jednak zamknąć przed nią drzwi, dlatego, że nie chciały czynić tego pierwsze. Pewien miejscowy komedjopisarz, usłyszawszy raz kogoś, zaliczającego panią Elzen do „półświatka“, odpowiedział, że nie jest to „ani cały świat, ani pół świata, ale raczej trzy kwadranse na świat...“ Ponieważ jednak w większych miastach wszystko się uciera — więc zwolna utarło się i położenie pani Elzen. Przyjaciółki jej mawiały: „Helence nie można wprawdzie stawiać nadzwyczajnych wymagań, ale ma ona swoje prawdziwe dobre strony“. I nieświadomie przyznawano jej prawo do większej swobody, niż innym. Czasem ktoś jeszcze wspominał, że na kilka lat przed śmiercią męża już z nim nie żyła, czasem ktoś mruknął, że wychowuje Romulusa i Remusa na pajaców, lub, że całkiem o nich nie dba, ale na podobne odgłosy niechęci zwracanoby uwagę tylko w takim razie, gdyby pani Elzen była kobietą mniej piękną, mniej zamożną i trzymała dom mniej otwarty. Natomiast mężczyźni nie krępowali się między sobą w rozmowach o „Dziwożonie“. Nawet ci, którzy się w niej kochali, obmawiali ją przez zazdrość; milczał zwykle tylko taki, który w danej chwili był szczęśliwszym, lub pragnął uchodzić za szczęśliwszego od innych. Wogóle jednak złośliwość posuwała się do tego stopnia, iż mówiono, że pani Helena ma kogo innego na zimowy pobyt w mieście, a kogo innego na sezon letni. I Świrski wiedział o tem wszystkiem. Wiedział nawet więcej od innych, gdyż niejaka pani Broniszowa,