alniejszej kobiecie, która pragnie połączyć się z ukochanym człowiekiem, można powiedzieć, że go chce złapać!“ Uspokajała go także co do przyszłości nadzieja dzieci. Myślał, że wówczas będzie miał co kochać, ona zaś musi zerwać ze światowem, czczem życiem, bo nie będzie miała na nie czasu — nim zaś dzieci podrosną, młodość jej przejdzie całkiem, a wówczas dom będzie ją bardziej nęcił od świata. Mówił sobie nakoniec: „Jakoś to będzie! życie musi się jakoś ułożyć — nim zaś przyjdzie starość, pożyję kilka lat z kobietą piękną i zajmującą, przy której każdy powszedni dzień wyda mi się świętem“.
I te „kilka lat“ stanowiły w gruncie rzeczy główną dla niego przynętę. Było wprawdzie coś upokarzającego dla pani Elzenowej w tem, iż on nie obawiał się żadnych nadzwyczajnych wypadków dlatego tylko, że jej młodość, a zatem ich możność, miała wkrótce minąć. Ale on nie przyznawał się sam przed sobą, że właśnie ta myśl jest podstawą jego otuchy — i oszukiwał się w dalszym ciągu, jak czynią zawsze ludzie, w których rozum stał się stręczycielem zmysłów.
Teraz jednak, po wypadkach wczorajszego wieczora, obudził się z ogromnym niepokojem i zniechęceniem. Nie mógł się oprzeć rozmyślaniu o dwóch rzeczach: najprzód, że gdyby mu ktoś powiedział miesiąc temu, że oświadczy się o panią Elzenową, toby go uważał za głupca; po wtóre, że ów urok stosunku z nią, który leżał w niepewności, we wzajemnem odgadywaniu spojrzeń i myśli, w niedomówionych słowach, w zawieszonych wyznaniach i we wzajemnem przyciąganiu się, był większy, niż ten, który wypłynął
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.