nie, którzy w śmierci widzą wrota do nowego życia, nie powinni jej byli tak malować. Według Świrskiego pojęcie to zrodziło się też z posępnego ducha germańskiego, tego samego, który stworzył gotyk — uroczysty i wspaniały — ale tak ponury, jakby kościół był przejściem nie do blasków nieba, ale do podziemnych i beznadziejnych otchłani. Świrski dziwił się zawsze, że renesans nie zreformował symbolu śmierci. Wszakże, gdyby ona nie była wiecznem milczeniem, gdyby chciała się skarżyć, to mogłaby rzec: „Czemu ludzie wyobrażają mnie pod postacią kościotrupa! przecie kościotrup jest to właśnie to, czego ja nie chcę i co zostawiam!“ Jakoż w obrazie Świrskiego genjusz snu oddawał cicho i łagodnie ciało dziewczyny genjuszowi śmierci, który, pochylając się nad nią, gasił zarazem lekko płomyk lampki, palącej się około jej głowy. Świrski, malując, powtarzał sobie: „Trzeba, żeby człowiek, który na to spojrzy, powiedział sobie przedewszystkiem: Ach, jakie to ogromnie ciche!“ — i chciał, żeby owo milczenie szło na widza od linij, od postaci, od wyrazu, od koloru. Myślał też, że jeśli potrafi wydobyć ten nastrój i jeśli obraz będzie się sam przez się tłumaczył, to stanie się dziełem niepowszedniem i nowem. Chodziło mu też jeszcze i o coś innego. Idąc za ogólnym prądem czasu, zgadzał się i on na to, że malarstwo powinno unikać idei literackich, rozumiał jednak, że jest ogromna różnica między wyrzeczeniem się idei literackich, a tak bezmyślnem odbijaniem świata zewnętrznego, jak odbija go klisza fotograficzna. Kształt, kolor, plama — i więcej nic! — jakgdyby obowiązkiem malarza było
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.