Tu zwrócił się do Świrskiego.
— A pan nie strzela?
— Owszem, ale nie dziś.
— Ja zaś — odrzekł Sinten, spoglądając znacząco na panią Elzenową — jestem dziś: hereux au jeu!
Poczem zawołano go do strzału.
— Chciał powiedzieć, że jest nieszczęśliwy w miłości — rzekł Świrski.
— Imbécile! Czyż mogło być inaczej?
Ale mimo tych słów przygany, z twarzy pięknej pani znać było, iż nie gniewa się o to, że wobec Świrskiego dano jej świadectwo, jak dalece jest uroczą i przez wszystkich pożądaną.
Tego zaś dnia nie miało to być świadectwo ostatnie.
— Chciałem zapytać panią o coś — rzekł po chwili milczenia Świrski — ale podczas śniadania, przy dzieciach i Kresowiczu, nie mogłem. Kresowicz powiedział mi w drodze, że odchodzi, a przynajmniej, że ostatni dzień jest nauczycielem chłopców. Czy to prawda i dlaczego?
— Prawda — odrzekła pani Elzenowa. — Najprzód nie jestem pewna jego zdrowia. Przed kilku dniami zmusiłam go, żeby poszedł do doktora. Wprawdzie doktór powtórzył znowu, że mu suchoty nie grożą — inaczej nie trzymałabym go ani godziny, ale, bądź co bądź, wygląda codzień gorzej... jest dziwaczny, rozdrażniony, często nieznośny... I to jest pierwszy powód. A po wtóre, pan zna jego przekonania?... Romulusa i Remusa się to nie czepi — wiem.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.