Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

bym ja przewrócił się przez jaką przeszkodę, toby jej dobiegł następny!...“
Lecz dalsze rozmyślania przerwała mu pani Elzenowa, której poczęło być w cieniu chłodno i która oświadczyła, iż pragnie rozgrzać się nieco na słońcu.
— Pójdźmy do mieszkania i niech pani weźmie okrycie — rzekł, wstając, Świrski.
Poczem ruszyli zpowrotem na górny taras, ale w połowie schodów ona zatrzymała się nagle:
— Pan ze mnie niekontent — rzekła. — Co ja zawiniłam i czy nie postąpiłam jak trzeba?
Na to Świrski, który uspokoił się nieco przez drogę i którego ujął jej niepokój, odrzekł:
— Niech pani wybaczy staremu dziwakowi; to ja panią przepraszam.
Pani Elzenowa chciała koniecznie dowiedzieć się, co go zasępiło, lecz żadnym sposobem nie mogła wydobyć z niego odpowiedzi. Wówczas nawpół żartobliwie, nawpół ze smutkiem poczęła wyrzekać na artystów. Co za nieznośni i dziwni ludzie, których lada co zraża, byle co zaboli i którzy zamykają się zaraz w sobie, a potem uciekają do swych samotnych pracowni. Dziś oto trzy razy zauważyła, jak w nim odnalazł się malarz... To źle!... To też za karę niechże ten niegodziwy malarz zostanie na obiad, aż do wieczora.
Świrski jednak oświadczył, że musi wracać; poczem zwierzył jej swoje troski artystyczne, kłopot z odnalezieniem modelu do „Snu i śmierci“, a wreszcie nadzieje, jakie do tego obrazu przywiązywał.
— Widzę ze wszystkiego — odpowiedziała,