coś zupełnie wyjątkowego. Były to rysy, jakby żelazne, w których wola przeważała nad inteligencją, nadając im wyraz do pewnego stopnia tępy i zarazem nieubłagany. Świrski oddawna odgadł, że to jest jeden z takich ludzi, którzy, gdy chwycą się pewnej idei, nigdy żaden powiew sceptycyzmu nie zmąci ich wiary w nią i nigdy zwątpienie nie podkopie ich zdolności do czynu, właśnie dlatego, że z uporczywym i silnym charakterem idzie u nich w parze pewna ciasnota umysłu. Fanatyzm wyrasta tylko na takim gruncie. Pani Elzenowa, mimo całego rozumu światowego, była zbyt płytką, by umiała się na tem poznać. Kresowicz byłby zwrócił jej uwagę tylko w takim razie, gdyby był wyjątkowo pięknym chłopcem, ale nim nie był, więc z początku obchodziła się z nim, jak z rzeczą — i dopiero Świrski mimowoli nauczył ją zastanawiać się nad nim. Obecnie też przyjęła go uprzejmie i, po wypłaceniu mu należności, głosem wprawdzie zimnym i obojętnym, jakim posługiwała się zwykle, ale w wyrazach bardzo uprzejmych, wyraziła mu żal, że zamierzony wyjazd jej z Monte Carlo, który zapewne wkrótce nastąpi, staje się przeszkodą do dalszych między nimi stosunków.
Na to Kresowicz schował mechanicznie pieniądze do kieszeni i odrzekł:
— Oświadczyłem pani wczoraj sam, że nie będę dłużej uczył Romulusa i Remusa.
— Właśnie, to mnie pociesza — odpowiedziała, podnosząc głowę.
Widocznie pragnęła przynajmniej na początek utrzymać rozmowę w tonie ceremonjalnym i narzu-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.