cić ów ton Kresowiczowi. Ale na niego dość było spojrzeć, by wyczytać, że ma nieugięte postanowienie wypowiedzieć wszystko, co wypowiedzieć zamierzył.
— Pani mnie zapłaciła prawdziwemi pieniędzmi — rzekł — więc niech mi pani nie dodaje na drogę fałszywych.
— Jak to pan rozumie?
— Rozumiem tak — odrzekł dobitnie — że ani pani nie rozstaje się ze mną z powodu wyjazdu, ani ja nie dlatego podziękowałem za służbę. Powód jest inny, a jaki, to pani wie równie dobrze, jak ja.
— Jeśli wiem, to być może, że sobie nie życzę o nim ni słyszeć, ni mówić — odrzekła z wyniosłością pani Elzenowa.
On zaś zbliżył się o krok do niej, cofając przytem wtył ręce i wyciągając naprzód głowę, niemal groźną.
— A trzeba! — rzekł z naciskiem — najprzód dlatego, że za chwilę pójdę sobie precz, a po wtóre, z innych jeszcze przyczyn, o których się pani dowie jutro.
Pani Elzenowa wstała ze zmarszczoną brwią i w nieco teatralnej postawie obrażonej królowej:
— Co to znaczy?
Lecz on przybliżył się jeszcze więcej, tak, że twarz jego znalazła się zaledwie o kilka cali od jej twarzy — i począł mówić ze skupioną energją.
— To znaczy, że powinienem był pani i waszej całej sfery nienawidzić, a pokochałem panią. To znaczy, żem się dla pani we własnem sumieniu spodlił, za co sobie karę wymierzę. Ale właśnie dlatego nie
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.