Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak dawno umarł?
— Piąty rok.
— A matka pani żyje?
— Matka żyje. Mieszkamy razem w starej Nizzy.
— To dobrze — rzekł Świrski. — A teraz jeszcze jedno pytanie: czy matka wie, że pani chciała zostać modelką?
Na to dziewczyna odrzekła niepewnym głosem:
— Nie. Mama nie wie. Pani Lageat powiedziała mi, że można w ten sposób zarobić pięć franków dziennie, a że w domu u nas bieda... bardzo wielka... więc... nie miałam innej drogi...
Świrski objął szybko oczyma postać dziewczyny od stóp do głowy i zrozumiał, że słyszy prawdę. O biedzie świadczyło wszystko, począwszy od kapelusza i sukni tak wytartej, a raczej tak zetlałej ze starości, że znać było na niej każdą nitkę, aż do rękawiczek zrudziałych i pocerowanych.
— Niech pani teraz wróci do domu — rzekł — i niech pani powie matce, że jest malarz Świrski, który życzy sobie, by mu pani pozowała do głowy w obrazie. Niech pani doda także, że ten malarz przyjdzie, z polecenia pani Lageat, prosić, by pani przychodziła na pozowanie z matką do jego pracowni, za co ofiaruje dziesięć franków dziennie.
Panna Cervi poczęła dziękować, nie umiejąc znaleźć słów, plącząc się i mieszając, głosem, pełnym zarazem łez i radości. On zaś, widząc, co się w niej dzieje, rzekł:
— Dobrze! dobrze! Za godzinę będę. Pani wydaje mi się bardzo uczciwą dziewczyną. Niech pani