Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

I zdawało mu się, że ogarnął go jakiś słodki sen. Na nieszczęście, po śnie następuje przebudzenie. Dla Świrskiego przyszło ono w dwa dni później i przybrało kształt jednej więcej depeszy, która, wsunięta przez otwór we drzwiach, przeznaczony na listy i gazety, spadła na ziemię w obecności obu kobiet.
Panna Cervi, zabierając się właśnie do rozpuszczenia włosów, spostrzegła ją pierwsza — i podniósłszy, podała Świrskiemu.
Ów otworzył ją niechętnie, spojrzał i na twarzy odbiło mu się pomieszanie.
— Panie wybaczą — rzekł po chwili. — Odebrałem tego rodzaju wiadomość, że zaraz muszę jechać.
— Czy przynajmniej nic złego? — spytała z niepokojem panna Cervi.
— Nie, nie! Ale być może, że na popołudniowe posiedzenie nie będę mógł wrócić. W każdym razie dziś się to zakończy i jutro będę miał spokój.
To rzekłszy, pożegnał je, nieco gorączkowo, ale aż nazbyt serdecznie i po chwili siedział już w powozie, któremu kazał jechać wprost do Monte Carlo.
Minąwszy Jetée Promenade, wydobył depeszę i począł ją na nowo odczytywać. Brzmiała ona jak następuje:
„Czekam pana dziś po południu. Jeśli pociągiem o czwartej nie przyjedziesz, wiem, co mam myśleć i jak postąpić.

Morphine“.

Świrski zląkł się poprostu tego podpisu, zwłaszcza, że był pod świeżem wrażeniem wypadku z Kresowiczem: „Kto wie, mówił sobie, do czego może do-