A jednak — co będzie, jeśli ona ją tak postawi? W świecie, zwłaszcza w nicejskim, dużo jest kobiet, należących do „złej literatury“.
Wśród tych myśli i wśród kłębów siwej kurzawy dojechał wreszcie do Monte Carlo i kazał woźnicy zatrzymać się przed hotelem Paryskim. Ale zanim zdążył wysiąść, spostrzegł przy trawniku Romulusa i Remusa, z rakietami w ręku, podrzucających piłkę pod dozorem kozaczka, którego pani Lageat nazywała dziwnie ubranym służącym.
Oni też, spostrzegłszy go, podbiegli.
— Dzieńdobhy, panu!
— Dzieńdobhy!...
— Dzieńdobry! Jest mama na górze?
— Nie. Maman pojechała na rowerze z panem de Sinten.
Nastało milczenie.
— Ach! mama pojechała na rowerze z panem de Sinten! — powtórzył Świrski. — Dobrze!
I po chwili rzekł:
— Prawda! spodziewała mnie się dopiero o czwartej!
Nagle począł się śmiać.
— Dramat kończy się farsą... Ale to przecie Rywjera! Jaki też ze mnie osieł!
— Czy pan na mamę zaczeka? — spytał Romulus.
— Nie. Słuchajcie, chłopcy: powiedzcie mamie, że przyjechałem ją pożegnać i że żałuję, żem jej nie zastał, bo dziś wyjeżdżam.
I to rzekłszy, kazał zawrócić do Nizzy. Wieczorem
Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.