tyni i zakonowi tej ziemi, przeto prokurator wydał go na śmierć i dziś właśnie ma być ukrzyżowany.
Antea spuściła głowę.
— Ciebie wyleczy czas — rzekł Cinna, widząc smutek, który odbił się na jej twarzy.
— Czas jest w usługach śmierci, nie życia — odpowiedziała zwolna.
I znowu nastąpiło milczenie, naokół migotały ciągle złote plamki; szarańcze sykały jeszcze głośniej, a ze szpar skalnych powysuwały się na głazy małe jaszczurki, szukając miejsc słonecznych.
Cinna spoglądał kiedy niekiedy na Anteę i po raz tysiączny przelatywały mu przez głowę rozpaczliwe myśli, że wszystkie środki ratunku wyczerpane, że niema ani iskry nadziei i że wkrótce ta kochana postać stanie się tylko cieniem znikomym i garstką prochu w kolumbarjum[1].
Teraz już, leżąc z przymkniętemi oczyma w przybranej kwieciem lektyce, wyglądała, jak martwa.
— Pójdę i ja za tobą! — powtarzał sobie w duchu Cinna.
Wtem woddali dały się słyszeć czyjeś kroki. Twarz Antei stała się natychmiast blada, jak kreda, wpół otwarte jej usta oddychały pośpiesznie, pierś poczęła się podnosić szybkim ruchem. Nieszczęsna męczennica była pewna, że to ów orszak niewidzialnych istot, poprzedzający zjawienie się trupa o szklanych oczach, zbliża się ku niej. Lecz Cinna, chwyciwszy jej ręce, począł ją uspokajać:
— Anteo, nie lękaj się, te kroki słyszę i ja.
A po chwili dodał:
- ↑ Kolumbarjum (z łac.) — miejsce do przechowywania urn z prochami zmarłych, spalonych wedle zwyczaju rzymskiego.