— Zejdź z krzyża! Zejdź z krzyża!
Antea raz jeszcze rzuciła oczyma na tę bladą, zwieszoną głowę, poczem ozwała się cicho, jakby sama do siebie:
— Zali zmartwychwstanie?... Wobec śmierci, kładnącej błękitne piętna na Jego oczy i usta, wobec tych wyciągniętych nad miarę ramion, wobec tego nieruchomego ciała, które już osunęło się ku dołowi ciężarem rzeczy martwych, głos jej drgał rozpaczliwem zwątpieniem.
Niemniejsze zmartwienie targało i duszą Cinny. On również nie wierzył, że Nazarejczyk zmartwychwstanie, ale wierzył, że gdyby żył, On jeden mógłby złą lub dobrą swą mocą uzdrowić Anteę.
A tymczasem coraz liczniejsze głosy wołały naokół:
— Zejdź z krzyża! zejdź z krzyża!
— Zejdź — powtórzył z rozpaczą w duchu Cinna — uzdrów mi ją, zabierz duszę moją!
Wypogadzało się coraz bardziej. Wzgórza były jeszcze we mgle, ale nad wyżyną i miastem niebo oczyściło się zupełnie. „Turris Antonia“ błyszczała w słońcu, jaśniejąc sama nakształt słońca. Powietrze uczyniło się świeże i rojne od jaskółek. Cinna dał rozkaz odwrotu.
Godzina była popołudniowa. W pobliżu domu Antea rzekła nagle:
— Hekate nie przyszła dziś.
Cinna także myślał o tem.