Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

— To waszmość wracasz? skądże proszę? — spytał Abdank.
— Zdaleka, bo z Krymu.
— A cóżeś waszmość tam robił? z wykupnem jeździłeś?
— Nie, mości pułkowniku; jeździłem do samego chana.
Abdank nastawił ciekawie ucha.
— Ano to proszę, w piękną waść wszedłeś komitywę. I z czemże do chana jeździłeś?
— Z listem J. O. Ks. Jeremiego.
— To waść posłował! O cóż jegomość książę do chana pisał?
Namiestnik popatrzył bystro na towarzysza.
— Mości pułkowniku — rzekł — zaglądałeś w oczy łotrzykom, którzy cię na arkan ujęli — to twoja sprawa; ale co książę do chana pisał, to ani twoja, ani moja, jeno ich obydwóch.
— Dziwiłem się przed chwilą — odparł chytrze Abdank — że jegomość książę tak młodego człowieka posłem sobie do chana obrał, ale po waścinej odpowiedzi już się nie dziwię, bo widzę, żeś młody laty, ale stary eksperyencyą i rozumem.
Namiestnik połknął gładko pochlebne słówko, pokręcił tylko młodego wąsa i pytał:
— A powiedzże mi waszmość, co porabiasz nad Omelniczkiem i jakeś się tu wziął sam jeden?
— Nie jestem sam jeden, jenom ludzi zostawił po drodze, a jadę do Kudaku, do pana Grodzickiego, któren tam jest przełożonym nad prezydyum, i do którego jegomość hetman W. wysłał mnie z listami.
— A czemu waść nie bajdakiem, wodą?