Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

ale inne cnoty ci zalecam. Za młodych jeszcze lat, w bisurmańskiej niewoli będąc dostałem go od pątnika, który z Ziemi Świętej powracał. W tem oczku zamknięty jest proch z grobu Chrystusa. Takiego daru odmawiać się nie godzi, choćby i z osądzonych rąk pochodził. Jesteś waść młodym człowiekiem i żołnierzem, a gdy nawet i starość blizka grobu, nie wie, co ją przed ostateczną godziną spotkać może, cóż dopiero adolescencya, która mając przed sobą wiek długi, na większą liczbę przygód trafić musi. Pierścień ten ustrzeże cię od przygody i obroni, gdy dzień sądu nadejdzie, a to ci powiadam, że dzień ten idzie już przez Dzikie pola.
Nastała chwila ciszy; słychać było tylko syczenie płomienia i parskanie koni.
Z dalekich oczeretów dochodziło żałosne wycie wilków. Nagle Abdank powtorzył raz jeszcze, jakby do siebie:
— Dzień sądu idzie już przez Dzikie pola, a gdy nadejdzie — zadywytsia wsij swit bożyj...
Namiestnik przyjął pierścień machinalnie, tak był zdumiały słowami tego dziwnego męża.
A ten zapatrzył się w dal stepową ciemną.
Potem zwrócił się zwolna i siadł na koń. — Mołojcy jego czekali już u stóp wzgórza.
— W drogę! w drogę! — Bywaj zdrów, druhu żołnierzu! — rzekł do namiestnika. — Czasy teraz takie, że brat bratu nie ufa, przeto i nie wiesz kogoś ocalił, bom ci nazwiska swego nie powiedział.
— Więc waść nie Abdank?
— To klejnot mój...
— A nazwisko?
— Bohdan Zenobi Chmielnicki.