Chmielnickiego. Człek sprytny. Wie o każdym kroku. Podjął się mi go dostawić żywym czy zmarłym i wyjechał w step równo przed Chmielnickim, wiedząc, gdzie ma go czekać! — A didków syn przeklęty!
To mówiąc, znowu w stół uderzył.
— Nie wylewaj waćpan wina! — powtórzył z przyciskiem pan Skrzetuski, który dziwną jakąś awersyą uczuł do tego podstarościego od pierwszego spojrzenia.
Szlachcic zaczerwienił się, błysnął swemi wypukłemi oczyma, sądząc, że mu dają okazyą, i spojrzał zapalczywie na Skrzetuskiego, ale ujrzawszy na nim barwę Wiśniowieckich, zmitygował się, gdyż jakkolwiek chorąży Koniecpolski wadził się wówczas z księciem, wszelako Czehryn zbyt był blisko Łubniów i niebezpiecznie było barwy książęcej nie uszanować.
Książę też i ludzi dobierał takich, że każdy dwa razy pomyślał, nim z którym zadarł.
— Więc to Chwedko podjął się waci Chmielnickiego dostawić? — pytał znów Zaćwilichowski.
— Chwedko. I dostawi — jakem Czapliński.
— A ja waci mowię, że nie dostawi. — Chmielnicki zasadzki uszedł i na Sicz podążył, o czem trzeba pana krakowskiego dziś jeszcze zawiadomić. Z Chmielnickim niema żartów. Krótko mówiąc, lepszy on ma rozum, tęższą rękę i większe szczęście od waci, który zbyt się zapalasz. Chmielnicki odjechał bezpiecznie, powtarzam waci, a jeśli może nie wierzysz, to ci to ten kawaler powtórzy, który go wczoraj na stepie widział i zdrowym go pożegnał.
— Nie może być, nie może być! — wrzeszczał, targając się za czuprynę Czapliński.
— I co więcej — dodał Zaćwilichowski — to ten
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/026
Ta strona została uwierzytelniona.