— Prawdę rzekłszy, w piętkę goni ten ogar — rzekł Zaćwilichowski.
— Kundys to, nie ogar — rzekł, zbliżając się gruby szlachcic, który miał bielmo na jednym oku, a na czole dziurę wielkości talara, przez którą świeciła naga kość. — Kundys to, nie ogar! Pozwól waść — mówił dalej, zwracając się do Skrzetuskiego — abym mu służby moje ofiarował. Jan Zagłoba herbu Wczele, co każdy snadno poznać może, choćby po onej dziurze, którą w czele kula rozbójnicka mi zrobiła, gdym się do Ziemi Świętej za grzechy młodości ofiarował.
— Dajże waść pokój — rzekł Zaćwilichowski; — powiadałeś kiedyindziej, że ci ją kuflem w Radomiu wybito.
— Kula rozbójnicka, jakom żyw. W Radomiu było co innego.
— Ofiarowałeś się waść do Ziemi Świętej... może, aleś w niej nie był, to pewno.
— Nie byłem, bom już w Galacie palmę męczeńską otrzymał. Jeśli łżę, jestem arcypies, nie szlachcic.
— A taki breszesz i breszesz!
— Szelmą jestem bez uszów. W wasze ręce, panie namiestniku.
Tymczasem przychodzili i inni, zabierając z panem Skrzetuskim znajomość i affekt mu swój oświadczając, nie lubili bowiem ogólnie Czaplińskiego i radzi byli, że go taka spotkała konfuzya.
Rzecz dziwna i trudna dziś do zrozumienia, że tak cała szlachta w okolicach Czehryna, jak i pomniejsi właściciele słobód, dzierżawcy ekonomii, ba, nawet ze służby Koniecpolskich, wszyscy wiedząc, jako zwyczajnie w sąsiedztwie, o zatargach Czaplińskiego z Chmielnickim, byli po stronie tego ostat-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.