Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co tobie, sokole?
— Dusza boli, maty — rzekł posępnie — ale kozacze słowo nie dym, więc zdzierżę.
— Terpy synku, mohorycz bude.
Wieczerza była skończona — ale miodu dolewano ciągle do kusztyków. Przyszli też kozaczkowie wezwani do tańcowania na tem większą ochotę. Zadźwięczały bałabajki i bębenek, przy których odgłosach zaspane pacholęta musiały pląsać. Później i młodzi Bułyhowie poszli w prysiudy. Stara kniahini, wziąwszy się pod boki, poczęła dreptać w miejscu, a podrygiwać, a podśpiewywać, co widząc, pan Skrzetuski, sunął z Heleną do tańca. Gdy ją objął rękoma, zdawało mu się, iż kawał nieba przyciska do piersi. W zawrotach tańca długie jej warkocze omotały mu szyję, jakby dziewczyna chciała go przywiązać do siebie na zawsze. Nie wytrzymał tedy szlachcic, ale gdy rozumiał, że nikt nie patrzy, pochylił się i z całej mocy pocałował jej słodkie usta.
Późno w noc znalazłszy się sam na sam z panem Longinem w izbie, w której posłano im do spania, porucznik zamiast iść spać, siadł na tapczanie i rzekł:
— Z innym to już człowiekiem jutro waćpan do Łubniów pojedziesz!
Podbipięta, który właśnie ukończył pacierze, otworzył szeroko oczy i spytał:
— Tak bo cóż? czy waszmość tu zostaniesz?
— Nie ja zostanę, ale serce zostanie, a jedno dulcis recordatio ze mną pojedzie. Widzisz mnie waćpan w wielkiej alteracyi, gdyż od żądz tkliwych ledwie że tchu oribus mogę złapać.
— To waćpan zakochał się w kniaziównie?
— Nieinaczej, jako żyw tu przed waćpanem sie-